Dziś Sylwester.
M. zasnął usypiając młodzież, ja czytam i czekam. W końcu się obudzi. Albo oboje się obudzą. Petardy już fruwają, więc szanse są spore. Jak Sylwester to Sylwester. Wino się chłodzi. W lodówce czeka też niespodziankowe sushi zamówione przez M., niech czeka.
To niezwykłe, że potrzebujemy jakiegoś początku i końca. Żeby ożywić nadzieję na lepsze, zapomnieć o gorszych chwilach? A może po coś jeszcze. Nie wiem.
Ostatni spacer.
Młodzież spada z huśtawki, bo z radości puściła łańcuchy.
Po dłuższej chwili ruszamy do domu.
Opowiadam historię, jak to ja też kiedyś spadłam, bo też się puściłam łańcuchów.
Na to młodzież z wyrzutem - I teraz mi to mówisz?
Cóż, teraz.
Wczoraj uświadomiłam sobie, że nie czekam już na Sylwestra. "Karty już
rozdane" i z grubsza wiadomo, co i jak.
Młodzież będzie śpiewać i bez
przerwy trajkotać, a my będziemy próbowali "znieść to z godnością"...
I mam nadzieję, że tak będzie dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz